Trudny pacjent “rabatowy”

Ostatnio przeczytałem bardzo ciekawy artykuł na portalu “Znany lekarz” pt.

Trudny pacjent: jak z nim rozmawiać? autorstwa pani Anny Fudali.

Podaje się, że w USA jest około 15% takich “trudnych” pacjentów.

W moich rozważaniach skupię się tylko na tzw. “pacjencie rabatowy”.

Zajmując się niezdiagnozowanymi jeszcze pacjentami trzeba się liczyć, że wśród nich są także tacy, którzy są zaliczanie przez lekarzy do tzw. “trudnych pacjentów”.  Niektórzy z nich są to osoby sfrustrowane brakiem rozpoznania i skutecznego leczenia. Chodzą od lekarza do lekarza bez oczekiwanego rezultatu.. Korzystając z usług prywatnej opieki medycznej oprócz straconego czasu,  ponoszą także koszty na honoraria lekarskie. W pewnym momencie mogą stwierdzić, że warto podzielić swoje koszty z ludźmi, do których zwracają się po pomoc.

Pojawia się wówczas tzw. “pacjent rabatowy”, który pod różnymi pretekstami próbuje odzyskać swoje pieniądze – w całości lub częściowo (na marginesie od kolegów dowiaduję się o coraz częstszych takich praktykach pacjentów, którzy chcą się leczyć prywatnie za darmo). Parafrazując stare powiedzenie “Nie ma cwaniaka na …”– Polaka.

I .. się zaczyna: Pacjent chce zwrotu pieniędzy za usługę!. Nie mówię tu o sytuacjach popełnionych ewidentnych błędów medycznych, tylko o prawidłowo wykonanej usłudze!

Wówczas pojawia się cała gama manipulacji .

a) Pierwsza z nich jest – (tzw. “dobry policjant”) czyli – od schlebiania lekarzowi, mówieniu jak się jemu wdzięcznym za pomoc, ale.., mówienia o konieczności empatii do pacjenta, o soje trudnej sytuacji finansowej, rodzinnej, zgonach i chorobach w rodzinie.. oraz

b) w drugą stronę (“zły policjant”) – czyli gróźb karalnych, próby podważenia lub wykorzystania na swoja korzyść regulaminów porad, autorytetu lekarza – w tym hejterskich wpisów na forach Internetowych, grożenia bezpodstawnymi skargami do Izb Lekarskich (straszenie skargami  i  sugerowanie, wprost lub niejawnie, że może znajdą jakieś błędy,  powoływaniem się na Kodeks Etyki Lekarskiej (“którego nigdy nie czytali), opowiedzenia wszystkiego w telewizji, nękania e-mailami. Chcą wykorzystać panoszący się w partiach i mediach rządowych “rzućmy błotem, a może się coś przyklei”. Można wykreować na uczciwie pracujących ludzi pojecie “kasty” i manipulować tym do skutku. Propagandyści uważają, że często powtarzane kłamstwa ludzie uznają za prawdę.Potem to lekarz ma “udowadniać, że nie jest wielbłądem”. Może czas to zmienić!

Takie zachowania zdarzają się to coraz częściej w komercyjnych usługach (nie tylko medycznych) . Bywa też tak, że pacjent zanim pójdzie do lekarza już wie, gdzie “uderzyć”.

Nie jest dla nich wówczas ważne ile lekarz się napracował, jak starannie zajął się jego przypadkiem, być może wykrył stany zagrożenia jego życia. Nic się wówczas nie liczy – tylko wcześniej postawiony cel – zwrot pieniędzy ( a może coś więcej).

Po części rozumiem takie nie do końca moralne zachowania (czyli “chcę pomocy – mówię, że zapłacę, płacę, a potem chcę zwrotu pieniędzy”). Może to wynikać z niewydolnego systemu ochrony zdrowia. Objawia się to m.in. czekaniem miesiącami, a może latami na kontakt ze specjalistą (np. z ośrodka chorób rzadkich), nie wspominając o wykonaniu badań specjalistycznych.

Myślę, że najwyższy czas powiedzieć otwarcie, że takie rzeczy dzieją się nie tylko w USA, ale także coraz częściej w Polsce. To właśnie Izby Lekarskie i Ustawodawca powinien stworzyć mechanizmy obronne dla lekarzy przed nieuczciwością niektórych ludzi.

Może powinna powstać “niebieska linia dla lekarzy”, chroniąca ich przed przemocą “trudnych” pacjentów. Mógłby powstać rejestr (np.Ministerstwie Sprawiedliwości lub w Izbach Lekarskich) , gdzie zgłaszano by centralnie wszystkie próby wywierania presji finansowej na lekarzach. Może się ona okazać przydatnym dowodem w sprawach sądowych. Bywa, że jeśli pacjent wywiera presje na kilku lekarzach, jego koledzy o niczym nie wiedzą. Być może chory w swoich roszczeniach ma racje – ma pełne prawo do korzystania z ustawowej ochrony. Jeśli  jest to jego sposób na życie (w tym na zakupy w Internecie), to powinno się to zmienić.

Może warto zacząć od przeprowadzenia np. na konsylium24.pl anonimowej ankiety, ile osób spotkało się z problemem wymuszeń rabatowych. Kolejnym krokiem byłoby stworzenie przy Naczelnej Izbie Lekarskiej centralnego rejestru zgłaszanych przez pacjentów skarg na lekarzy  do Izb Lekarskich (Naczelnej i Okręgowych) z możliwością raportowania tych z żądaniami finansowymi dopasowanych do PESEL-u pacjenta.  Już będzie można wykryć jakieś prawidłowości w postępowaniu niektórych osób. Może udostępnić taką opcję w systemie eWUŚ z raportowaniem w systemie gabinetowym (“pacjent składał reklamacje – żądał zwrotu pieniędzy – X razy)

Może pomysł wydaje się absurdalny.

Może jednak najwyższy czas coś z tym zrobić.

Podobną inicjatywę broniąca lekarza przed przenoszeniem na niego odpowiedzialności za nieudolny system pojąłem w 2011. Wówczas to zgłaszałem do Izb Lekarskich  i Ministerstwa Zdrowia moje sugestie na temat zdjęcia odpowiedzialności finansowej lekarza z określanie stopnia refundacji leków na receptach.

Wpis z 2011 NFZ – karanie lekarzy za recepty

Być może ktoś poważniej zrozumiał korzyści finansowe z mojej sugestii opisanej na blogu

16.1.2020 – wpis” E-recepta. Czy można było zaoszczędzić ponad 100 milionów złotych?

Nie sadzę, by było to w trosce o lekarza, ale  po kolejnych interwencjach w 2020 r. w tych samych instytucjach oraz na lekarskich forach Internetowych (konsylium24 – przez złośliwych kolegów komentowana jako moja formę lansowania się).

Ostatnio w jednym z newsletterów znalazłem informacje, że Ministerstwo Zdrowia planuje w 2023 r. “uwolnić”  (dzięki AI) od określania przez lekarza stopnia refundacji leków. Autor: oprac. KK • Źródło: Rynek Zdrowia, Ministerstwo Zdrowia • 03 marca 2023 21:21

“Jeszcze w tym roku ważne zmiany na receptach. Lekarz już tego nie zrobi”

Jak widać przewlekła patologia nie musi być normą.

Kolejnym reliktem z PRL jest przerzucenie przez ZUS wystawiania e-ZLA (dawnego L4) dla pacjentów na lekarzy bez odpowiedniego orzeczniczego wynagrodzenia. Mało tego, także obciążaniem go za nieprawidłowości związane z wypłacaniem świadczenia dla pacjenta i akcjach ZUS -skierowanych  p-ko lekarzom. To też powinno się skończyć.

Z innych moich “absurdalnych” pomysłów, które wchodzą w życie – od 11 lat pracowałem nad globalną mapą myśli i algorytmów, którą później chciałem zabezpieczać technologią block-chain. Docelowo miała ona zamienić mechanizm wyszukiwania Google i dawać gotowe, najlepsze odpowiedzi na zadawane putania a nie wyświetlać powielające treści na tysiącach stron www. Prawie 3 lata temu złożyłem zapytanie ofertowe do firmy MicroSoft, ile kosztowałoby zrealizowanie takiej usługi na ich platformie Azure. Zero odpowiedzi. Teraz mamy chatGPT – który realizuje takie założenia wyświetlania wiedzy a nie tylko powielanych informacji. Być może block-chain z czasem zabezpieczy prawa autorskie – i tu będą prawdziwe pieniądze dla twórców i innowatorów. Będzie to też zabezpieczenie przed niekontrolowaną AI. (niestety na razie nie znalazłem oprogramowania pozwalającego konwertować pliki graficzne algorytmów do wersji cyfrowej map algorytmów). Może ktoś podejmie ze mną ten temat?

Z innych moich niestandardowych pomysłów  – zastosowanie spektrometrii mas do badania potu, powietrza i moczu do skreeningu w wykrywaniu chorób.Wpis

Badanie zapachu człowieka w profilaktyce i rozpoznawaniu chorób? GC/MS.

Zacząłem współpracę z Panią prof. Beatą Kolesińską. Efekty są ciekawe. W między czasie okazuje się, że podobny projekt start-up rozpoczęto w USA.  Spróbuję nawiązać z nimi kontakt dla naszych pacjentów.

 

Pracuję obecnie w grupie NIL Start-up. Koledzy są często w wieku moich córek. Układając ankiety o udział w start-up lekarzy przyjmują, że przed Internetem (20 lat temu) nie było start-up’ów. Myślą, że był to “plejstocen”, a od Internetu to dopiero “Odrodzenie i Oświecenie”. 🙂 Wówczas nazywało się to wnioskami racjonalizatorskimi -lub wynalazkami  i też mogło przynosić duże dochody. Mechanizm wprowadzania innowacji był taki sam – nieprzewidywalny i “pod górkę”, finanse najczęściej pochodziły od jednego płatnika – czyli od państwa (jak dzisiaj – niepewny – zależny od ludzi przy władzy lub polityków).